Kliknij tutaj --> 🏀 rzuć wszystko i wyjedź w bieszczady

Może nie rzuciłam wszystkiego, ale w Bieszczady wróciłam. Dlatego odrywam się na chwilę od wspomnień z czerwcowo-lipcowego wyjazdu. O tym, co robiłam nad Soliną opowiem kiedy indziej, tak samo jak i o poprzedniej objazdówce. Dzisiaj skupiam się na bieszczadzkim spokoju, który polecam każdemu. Warto tu przyjechać i warto wrócić. Dzień zrobił się gorący i słoneczny, co wcale nie pomagało, bo marzyliśmy tylko o cieniu. Nie było jednak czasu do stracenia, więc po zameldowaniu w cudem znalezionym pokoju (obawiam się, że zbyt wiele osób wzięło sobie do serca memy „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady” i pojechało… szukać Krupówek), ruszyliśmy na szlak. Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady lub na Roztocze - 15 X 2023 #wybory #podkarpacie To nie może być zła akcja skoro do dołączenia zaprasza sam PREMIER! Facebook Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady Bieszczadzkie Boho Stodoły #Domki max 6 osobowe #Cena 350 zł za dobę za domek Najbliższe #wolne #terminy 19.05-02.06 12.06-15.06 18.06-24.06 Zapraszam do obejrzenia relacji filmowo-zdjęciowej z mojej wyprawy do ostatniego, dzikiego zakątka Polski. W październiku 2019 r. nie zastanawiając się długo Site De Rencontre Célibataire Totalement Gratuit. Bieszczadzkie Połoniny Nie ma najmniejszego sensu opisywać bieszczadzkich szlaków, ścieżek przyrodniczo-historycznych czy tras wycieczkowych, już tyle o tym napisano. W każdym sklepiku, kiosku, w budce przy wejściu na szlak lub schronisku dostaniemy za niewielkie pieniądze mapy i przewodniki z opisanymi wszystkiego czego potrzebujemy. W Bieszczadach niewiele jest miejsc naprawdę niedostępnych, prawie przez każdy grzbiet czy stok prowadzi bardziej lub mniej wyraźna ścieżka. Posiadając dobrą mapę i minimum wiedzy, jak się nią posługiwać, nie będziemy mieli problemów jak poruszać się w bieszczadzkich górach. Lepiej zastanówmy się, po co jeździmy w góry. Chyba po to aby poprawiać sobie kondycje, samopoczucie, dotlenić się, wyciszyć czy odstresować, ale przede wszystkim po to, żeby zobaczyć niezwykłe widoki, a Bieszczady dostarczają ich mnóstwo. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy przyjechać, gdzie się wybrać, no i oczywiście wypad w góry musimy dobrać do naszych potrzeb i możliwości. Więc kiedy jechać ?. Chyba nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. O każdej porze roku bieszczadzkie połoniny przyciągają rzesze turystów, choć są miesiące i miejsca w których wędrując przez długi czas nie napotkamy człowieka. Najwięcej turystów przyjeżdża latem, w okresie wakacyjnym, w górach, w tym czasie zobaczyć można piękne rośliny kwiatowe, borówczyska, cudowne górskie widoki, dzień jest długi, a szlaki suche, więc można do woli wędrować. W lato jest też coś, co nie wszystkim pasuje i nie wszyscy lubią – to wszechobecny tłok, pensjonaty, hotele, restauracje, szlaki pękają w szwach, więc jeśli ktoś nie lubi to odradzam tę porę roku. Kolejnym okresem, w którym warto przyjechać w Bieszczady to jesień – druga połowa września. Przynajmniej ten termin doradza nam większość informatorów i przewodników i przyznać trzeba, że coś w tym jest. Przede wszystkim nie ma tłoku, krajobraz gór nabiera pięknych kolorów, które najbardziej uwidaczniają się rankiem i przed zachodem słońca, pogoda jest doskonała, nie ma upałów, z połonin mamy niespotykaną latem przejrzystość powietrza. „Niesamowite” – to najczęściej pojawiające się słowo jakie spotkałem w opisach jesiennych w Bieszczadach. A jakie słowo kojarzy nam się z zimą ? To słowo to „Inwersja”. Zamiast spadku temperatury wraz ze wzrostem wysokości mamy jej zwyżkę. W prostych słowach, czym wyżej wejdziemy, powietrze jest cieplejsze. W efekcie czego w dolinach temperatury są niższe niż na szczytach. Inwersja najczęściej występuje w lutym i w marcu, kiedy słońce świeci coraz dłużej i coraz mocniej, panuje wtedy doskonała widoczność, następuje zatrzymywanie zanieczyszczeń powietrza przy powierzchni ziemi. Wychodząc w góry pod stopami będziemy mieli morze mgieł, a z bieszczadzkich gór, zobaczymy oddalone o ponad 150 km (w linii prostej) Tatry. Widok przepiękny, tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć osobiście. Ciekawostka: W Pszczelinach w gminie Lutowiska rośnie najgrubsza jodła w polskich lasach. Ma 517 cm obwodu na wysokości 130 cm od ziemi. Do tego niezwykłego drzewa prowadzi ścieżka przyrodniczo-dydaktyczna „Jodła”. W bieszczadzkich lasach jest sporo podobnych pomnikowych okazów. Bieszczadzki Park Narodowy Zamiar utworzenia parku narodowego w Bieszczadach pojawił się już w 1948 roku. W trzy lata potem inicjatywę tę podjęli działacze PTTK, lecz na jej zrealizowanie potrzeba było poczekać dobre dwadzieścia lat. Pierwszy krok w tym kierunku uczyniło dopiero Prezydium ówczesnej Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie podejmując w 1965 roku stosowną uchwałę, lecz parku nadal nie utworzono. Po wielu staraniach dopiero latem 1973 roku ukazało się rozporządzenie Rady Ministrów powołujące do żyda Bieszczadzki Park Narodowy. Faktyczna działalność parku została rozpoczęta l listopada 1973 roku. Dzisiaj Bieszczadzki Park Narodowy to jeden z najważniejszych terenów chronionych w Europie. Jest największym górskim parkiem narodowym w Polsce, a zarazem trzecim co do wielkości w kraju. W 1998 roku park został wyróżniony „Dyplomem Europejskim” przyznanym przez Radę Europy w uznaniu za ochronę wyjątkowo cennych zasobów przyrodniczych. Od 2002 roku Bieszczadzki Park Narodowy, jako jedyny w Polsce, należy do elitarnej sieci europejskich obszarów dzikiej przyrody. Obecnie Bieszczadzki Park Narodowy ma powierzchnię ok. 29 tysięcy ha. Większa część jego terenu podlega ścisłej ochronie, a turyści mogą się poruszać wyłącznie po szlakach znakowanych. Otulinę BPN stanowią dwa parki krajobrazowe: Ciśniańsko-Wetliński (46 tysięcy ha) i Doliny Sanu (33 tysiące ha). Na ich terenie ruch turystyczny nie jest regulowany, natomiast ogranicza się budownictwo i działalność gospodarczą. System ochrony przyrody w Bieszczadach uzupełniają rezerwaty: leśne i należy, aby chronić bogactwa przyrodnicze i kulturowe na styku Polski, Ukrainy i Słowacji (bo przypomnijmy Bieszczady wznoszą się na terenie właśnie tych trzech państw) utworzono trzy parki narodowe oraz Międzynarodowy Rezerwat Biosfery „Karpaty Wschodnie”. Centralną częścią rezerwatu biosfery jest Bieszczadzki Park Narodowy. Przylegają do niego: Park Krajobrazowy Doliny Sanu i Ciśniańsko-Wetliński Park Krajobrazowy. Bieszczadzki Park Narodowy na południu graniczy ze słowackim parkiem narodowym „Połoniny” i ukraińskim Użańskim Parkiem Narodowym, a od wschodu z także położonym na Ukrainie Nadsańskim Parkiem Krajobrazowym. Powstanie Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie” pomogło w nawiązaniu współpracy pomiędzy przyrodnikami i samorządami z trzech państw. Dzięki temu lepiej można koordynować ochronę przyrody i rozwój turystyki w całych Bieszczadach. Na Połoninach Bieszczadzkiego Parku Narodowego Na Połoninę Wetlińską – najniższą z bieszczadzkich Wetlińska (1253 m) rozciąga się od Połoniny Smerka (1222 m) aż do Brzegów Górnych. Jest długim i widokowym masywem górskim porośniętym w partiach szczytowych trawami, ziołoroślinami i borówczyskami. Las sięga na niej do około 1060 m i nie przesłania grzbietu ciągnącego się przez Przełęcz M. Orłowicza (1099 m) aż do schroniska „Chatka Puchatka” (1228 m). Jedna z najatrakcyjniejszych krajobrazowo tras w Bieszczadach co widać na zdjęciach. Szlak czerwony, czas przejścia to około 6 godzin. Ze schroniska PTTK można zejść do Przełęczy Wyżnej gdzie znajduje się pomnik w kształcie bramy Jerzego Harasymowicza polskiego poety. Obok pomnik ofiar gór. Ponadto parking dla samochodów osobowych, toalety, bar letni, kiosk z pamiątkami oraz busy, którymi dostaniemy się do Wetliny. Ciekawostka: Najwyższe partie Bieszczadów wraz z parkiem narodowym po wejściu Polski do Unii Europejskiej włączono do sieci Natura 2000. Ponadto cały tzw. obszar natury został uznany za jedną z najwartościowszych w Europie ostoi fauny puszczańskiej, ze wszystkimi dużymi drapieżnymi ptakami i ssakami. Czy wiesz że… Bieszczady wznoszą się na terenie trzech państw: Polski, Ukrainy i Słowacji (w tym ostatnim kraju jako Bukowskie Wierchy). Bieszczadzki Park Narodowy to jeden z najważniejszych terenów chronionych w Europie. Stanowi centralny element Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie”. dziennikarz, reporter. Publikuje w prasie regionalnej i ogólnopolskiej. Do tej pory wydał: "KSU - rejestracja buntu", "Bieszczady w PRL-u" (trzy tomy), "To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczadów", "Zostały tylko kamienie. Akcja Wisła, wygnanie i powroty" oraz "Świerczewski. Śmierć i kult bożyszcza komunizmu". Mieszka w Ustrzykach Dolnych. Autor opublikował łącznie 1 artykułów. Najnowsze publikacje Najpopularniejsze Najczęściej komentowane Tajemnica Całunu Turyńskiego Ma 437 cm długości, 113 cm szerokości i waży około 2,5 kg. Utkany z lnianej nici, splotem „trzy na jeden”, uchodzi za jedną z najważniejszych... 2 sierpnia 2022 | Autorzy: Tomek Sowa U-505. Dwanaście minut grozy U-505 to jeden z tych niemieckich okrętów podwodnych II wojny światowej, którego losy nadają się na scenariusz filmu. 28 lipca 2022 | Autorzy: Redakcja Dziewczyny z „Parasola” „Bronią się chłopcy spod »Parasola«” – nucił Józef Szczepański ps. „Ziutek”. Ale wśród żołnierzy słynnego batalionu nie brakowało również dziewcząt. 26 lipca 2022 | Autorzy: Maria Procner Kiedy w Polsce żar lał się... Coraz częściej nawiedzają nas ekstremalne fale upałów. Cóż, klimat się ociepla. Ale wyjątkowo gorące lata już się w Polsce zdarzały – dobrych kilka wieków temu! 19 lipca 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś Historia Zapory Hoovera 7 lipca 1930 roku rozpoczęto budowę Zapora Hoovera. Przez kolejne pięć lat 21 000 ludzi pracowało nad stworzeniem największej tamy w swoim czasie, a także... 18 lipca 2022 | Autorzy: Redakcja Eventy 27 czerwca, 2019 27 czerwca, 2019 Ten popularny od dwóch lat slogan wytycza kierunek migracyjny dla bardziej zamożnych przedstawicieli klasy średniej. Cisza, spokój, obcowanie z naturą, powrót do człowieczeństwa. Powodów jest wiele i każdy z nich jest dobry. Niektórzy opuszczają wielkie aglomeracje, uciekając od zgiełku i ciągłej gonitwy. Inni, ponieważ cenią sobie prywatność. My pojechaliśmy na XXIV Konferencję KIKE. O wyjątkowości położenia Hotelu Arłamów**** nie ma się co zbyt wiele rozwodzić. Potężna budowla po środku Bieszczad robi wrażenie. Brak sąsiadującej zabudowy, wysoki standard wnętrz i obsługi, więcej atrakcji i udogodnień niż mógłbym wymienić w tej publikacji. Jednak jeśli ktoś przyjechał do Arłamowa wyłącznie dla relaksu, ten wiele stracił. Zacznijmy od części merytorycznej. Na szczególną uwagę zasłużyły warsztaty UKE: Dostęp do kanalizacji i kabli telekomunikacyjnych jak i wciąż aktualny temat pożyczek szerokopasmowych. Prezentacja dotycząca nowelizacji Megaustawy, podobnie jak raport KIKE o dostępie do pasów drogowych dróg powiatowych i gminnych, także cieszyły się dużym zainteresowaniem. Poza sceną, ważny punkt konferencji – walne zgromadzenie członków KIKE, w którym mieliśmy swój aktywny udział, jak zawsze, będąc blisko, kluczowych dla przyszłości branży, decyzji i ustaleń. Arłamów to także ulubione miejsce zgromadzeń i wypoczynku Polskiej Kadry Piłki Nożnej. Dlatego XXIV KIKE nie mogła obyć się bez sportowych atrakcji i zmagań, których kulminacyjnym momentem był mecz piłkarski, rozegrany pomiędzy przedstawicielami Operatorów i Dostawców. Zacięta walka, podziwiana przez wielu z trybun oraz hotelowych balkonów, nie zawiodła kibiców. Dominacja Operatorów zaowocowała pięknym 4:2 przy końcowym gwizdku. Dostawcy – gratulujemy kondycji i sportowej woli walki. Może będziecie mieli więcej szczęścia następnym razem. Kiedy rewanż? Wiedza, sport, relaks, przyszedł i czas na rozrywkę. Przyznam szczerze, że na hasło „Lombard” chowam srebra w domu i nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony do tegorocznej gali. A tu taka niespodzianka! Mocne gitary, budująca sekcja i świetny wokal. W dwóch słowach (ok, w trzech), czapki z głów. XXIV Konferencja KIKE to kolejny sukces branży operatorskiej. Z zainteresowaniem będę śledził dalsze losy podjętych podczas wydarzenia tematów i projektów. Do zobaczenia na kolejnych konferencjach. Lubimy z mężem podróżować i wykorzystujemy każdą okazję, żeby zakosztować tego niezwykłego smaku „bycia w drodze”. Długi weekend czerwcowy przypadający w okresie Bożego Ciała postanowiliśmy spędzić w najbardziej odległym punkcie Polski (patrząc z perspektywy naszego miejsca zamieszkania, czyli Poznania), a więc w Bieszczadach. Dlaczego padło na góry? A dlaczego właściwie Bieszczady, a nie Karkonosze albo Tatry? Powodów było kilka. Po pierwsze dłuższe wakacje w tym roku planujemy nad ciepłym morzem, a zatem chcieliśmy też trochę się powspinać, a nie tylko byczyć na plaży. Lubimy aktywnie spędzać czas, dla nas życie bez sportu to życie bez smaku. No może dla mnie, ale mąż stara się nadążyć i chwała mu za to 😉 Kolejnym argumentem przemawiającym za podróżą w tak odległy zakątek Polski był fakt, że jesienią zeszłego roku wyskoczyliśmy już na kilka dni na wschód Polski i byliśmy oczarowani. Zaczęliśmy doceniać rodzimą przyrodę. Coś się w nas odblokowało i coraz bardziej zachwycamy się pięknem naszego kraju. Już nie ma w nas tego kompleksu, że tylko w odległych częściach świata są piękne miejsca, krajobrazy itd. Piękno jest wszędzie i cudownie jest eksplorować zarówno te dalsze, jak i bliższe krańce świata. Oboje lubimy góry i wejście nawet na niewysoki szczyt ma dla nas jakiś taki symboliczny, magiczny wymiar. Z góry świat wygląda inaczej. Człowiek widzi drogę, którą przeszedł, wie co było przyjemne, co męczące. Ale przestaje dzielić drogę na „lepszą i gorszą”. Wchodzenie staje się celem samym w sobie. Kiedy już jesteś na szczycie – owszem ma to posmak „nagrody”, jest satysfakcja, radość i poczucie spełnionej misji, ale tak naprawdę sama droga ma największy Sens. Wspólny marsz, podziwianie krajobrazu, rozmowa, cisza. Wszystko to, czym jest wspólna wędrówka. Zdecydowaliśmy się także akurat na Bieszczady, ponieważ nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Karkonosze odwiedzaliśmy często zarówno w dzieciństwie, jak i wspólnie. Tatry są bliskie szczególnie mojemu sercu, Janek dopiero zaczął je poznawać. A w Bieszczadach nie było nigdy wcześniej żadne z nas. Wspólne odkrywanie czegoś nowego ma niezwykły smak przygody! No i last, but not least – Bieszczady zawsze kojarzyły mi się z taką jakąś magią, metafizyką, przestrzenią, w której człowiek odnajduje spokój, harmonię etc. Taki jest często przekaz ludzi, którzy te góry znają i kochają. Czy to rzeczywiście prawda? Bieszczadzki spokój Moim zdaniem – i tak i nie. Tak, ponieważ góry w ogóle mają w sobie coś niezwykłego. Tym czymś, co trudno opisać słowami jest według mnie bliskość natury. Po prostu. Jesteśmy jej częścią, ale wielu ludziom w codzienności zdarza się o tym zapominać. Mnie też się zdarzało. I wtedy, gdy jechałam w góry – przez kilka dni mogłam napawać się kontaktem z naturą. Dziś kontakt z naturą zapewniam sobie regularnie biegając po pobliskim lesie. Czy kontakt z Bieszczadami czymś się różnił? Oczywiście, że krajobrazy były piękne, zachwycające, urzekające. Czułam się tam cudownie. Ale nie powiem, że to magia Bieszczad. Tak – to magia Bieszczad. Ale to też magia Tatr. To magia lasu po drugiej stronie mojej ulicy. To magia śpiewu ptaków w parku w centrum miasta. To magia Życia. Dostrzegania tego, co nas otacza. Człowiek, który w codzienności zapomina o tym, by dać sobie przyzwolenie na dostrzeganie piękna wokół – albo po prostu – nie koncentruje się na tym, co go otacza, bo jest tak bardzo zajęty własnymi myślami, sprawami do załatwienia itp. – może faktycznie odnaleźć w Bieszczadach namiastkę spokoju, harmonii, wyciszyć się. Odnaleźć zaginiony element. Ale jeżeli będzie potrafił zrobić to tylko podczas 3-dniowego urlopu, a na co dzień wróci do starych wzorców – nie odczuje dużej różnicy. Dzisiaj wiem, że prawdziwy spokój i harmonia płyną z Obecności. Idąc ulicą – idę ulicą – widzę drzewa, widzę kwiaty – i potrafię zachwycić się nimi tak samo, jak niezwykłymi gatunkami endemitów, które widzę na bieszczadzkiej połoninie 🙂 Warto dawać sobie na co dzień taką możliwość. Bo dlaczego nie? Wiem, że umysł podpowiada – nie masz czasu, czas, czas, czas! Ale kurde – umyśle drogi – gdzie dostrzegasz stratę tego twojego ukochanego, ubóstwianego czasu? Co zmieni dziesięć minut wpatrywania się w krajobraz podczas podróży tramwajem? Dużo zmieni 😉 Wybierając krajobraz zamiast smartphona można poczuć różnicę. Takie drobne zmiany zmieniają życie na lepsze. Na bardziej żywe. Bo jesteś obecny. Nie chce broń Boże umniejszać Bieszczadom. Zachwyciliśmy się nimi i na pewno tam wrócimy! Ale ten tekst tak naprawdę nie jest o weekendzie spędzonym w górach, ale o mocy dostrzegania tego, co Tutaj, obok nas. O cieszeniu się z tego, co dzieje się Teraz, czyli w jedynej dostępnej rzeczywistości. Wiem o czym mówię. Jeżeli nie potrafimy koncentrować się na obecności w codzienności, jeżeli nie praktykujemy tzw. uważności, czy jak wolisz mindfulness – to zwyczajnie nie cieszymy się z tego, co mamy. Wiele czasu w swoim życiu tak funkcjonowałam. Jeszcze kilka lat temu byłam na górskim szlaku tylko przez jakiś czas, a przez wiele godzin wędrówki – rozmyślałam, rozpamiętywałam, błądziłam po zakamarkach umysłu i odczuwałam napięcie. I powiem Wam szczerze – zmiana, wdrożenie codziennej uważności do życia – to najważniejsze, co dotychczas zrobiłam i uczę się tego każdego dnia. Życie jest niesamowite, płynie w każdej sekundzie, warto je dostrzegać na co dzień. Pięknie było w Bieszczadach, pięknie jest w Poznaniu, pięknie będzie nad morzem. I wbrew pozorom nawet w pędzącym mieście możemy doświadczyć chwil spokoju i równowagi. Bo spokój jest w nas. A natura może nam pomóc to dostrzec… Aktywność Sądzę, że kolejnym niezwykle istotnym elementem, który sprawia, że wiele osób w górach odnajduje spokój i radość – jest fakt, że spędzają czas aktywnie FIZYCZNIE. Człowiek, który spędza większość część swojego tygodnia przy biurku, a później na kanapie przed telewizorem, czy komputerem – wyjeżdżając w góry, spacerując po nich – odnajdzie ogromną radość i prawdopodobnie poczuje ulgę. Kurcze… nareszcie ciało dostało tlen, który bywa towarem deficytowym. Świeże powietrze. Krew zaczęła szybciej krążyć. A natlenienie organizmu jest ważniejsze niż jakikolwiek pokarm. Ruch to życie, ruch to przepływ energii. Bez niego stajemy się martwi za życia. Bez iskry. Bez wdzięczności. Bez radości i umiejętności dostrzegania piękna, w tym co się wydarza. Nie byłabym sobą, gdybym z całego serca nie poleciła wszystkim regularnego wysiłku fizycznego. Polecam! 🙂 Oczywiście to, że spędzam kilka godzin w tygodniu na aktywności fizycznej nie jest tym samym, co intensywne wędrowanie po górskich szczytach przez kilka godzin dziennie. Przez te kilka dni intensywnego chodzenia poczułam się lepiej zakorzeniona w ciele, jeszcze bardziej w harmonii ze światem, niż na co dzień. Ale to oznacza tylko jedno – warto, a w moim odczuciu – trzeba ćwiczyć ciało (najlepiej codziennie), żeby być w kontakcie ze sobą. Z życiem. Redukujemy stres, odpuszczamy napięcie, wychodzimy (choć na chwilę!) z egotycznego umysłu. A to sprawia, że jesteśmy zwyczajnie spokojniejsi, radośniejsi. Cisza Zdecydowanie ogromną zaletą Bieszczad jest fakt, że nie są jeszcze aż tak zatłoczone, jak np. Karkonosze, czy Tatry. Oczywiście nie można też generalizować, bo to, że w Tatrach możemy zetknąć się z tłumami pieszych turystów zmierzających w kierunku Morskiego Oka, albo utknąć w kolejce na Giewont za panią w japonkach.. hue hue hue 😉 nie oznacza, że nie ma w nich miejsc, w których turystów jest zdecydowanie mniej. Trudniejsze pod względem kondycyjnym (ale też technicznym) trasy są zwykle odsiane od przypadkowych osób i spotykamy tam tylko prawdziwych górskich wariatów 😉 w pozytywnym oczywiście tego słowa znaczeniu! W Bieszczadach natomiast mało jest schronisk, niewiele punktów sprzedaży górskich gadżetów, czy innych typowo turystycznych przestrzeni, a co za tym idzie – na szlakach też jest w miarę swobodnie. Choć na wycieczce na Tarnicę ludzi było sporo. Później natomiast, gdy zmierzaliśmy szczytami połonin przez kolejno Halicz i Rozsypaniec – było już zdecydowanie niewielu turystów. Brak schronisk (albo schroniska bez prądu) uważam za minus. Uwielbiam usiąść przy szklance kakao przed górską chatką i wpatrywać się w widoki. Ale siedzenie na kamieniu i popijanie herbaty z termosu też ma swój urok 🙂 W Bieszczadach jest cicho. Jest magicznie. Jest cudownie. Ale nie zapominajmy proszę o tym, że ta magia wydarzać się może każdego dnia. Na początek choć przez chwilę. Dajmy szansę zaistnieć tej magii w naszym życiu. Na spacerze w lesie, w parku, czy choćby ulicą wzdłuż szpaleru drzew. Dostrzeżmy tę magię. Bądźmy obecni, nie w umyśle tylko tam, gdzie jesteśmy. I nie – nie musimy od razu rzucać wszystkiego i wyjeżdżać w Bieszczady. Chociaż jeśli chcesz… 😉 Na koniec mam dla Was jeszcze mały smaczek, w postaci cytatu o ciszy z „Potęgi Teraźniejszości” Tolle’ego: „Każdy dźwięk rodzi się z cieszy, z powrotem w ciszę umiera, a dopóki trwa, otoczony jest ciszą. To dzięki niej istnieją dźwięki. Jest ona nieodłączną, lecz nieprzejawioną częścią każdego dźwięku, każdej nuty czy piosenki, każdego słowa. Nieprzejawione gości w tym świecie jako cisza. Właśnie dlatego mówi się, że nic z tego świata nie jest tak jak ona Bogu podobne. Wystarczy, że poświęcisz jej uwagę. Nawet podczas rozmowy zauważaj pauzy między słowami, krótkie chwile milczenia, następujące po kolejnych zdaniach. Gdy sobie uświadamiasz ich istnienie, rośnie w tobie wymiar cichego bezruchu. Kiedy skupiasz się na ciszy, siłą rzeczy cichniesz w sobie. Cisza na zewnątrz, bezruch wewnątrz. Wniknąłeś w Nieprzejawione.” Dodam jeszcze, że postanowiliśmy z mężem w pełni skorzystać z możliwości regeneracyjnych, jakie daje taki wypad górski i zrobiliśmy sobie całkowity detoks od telefonu i Internetu. Okazało się, że nie jest to absolutnie żaden problem, co uważam za sukces 😉 Nie jesteśmy uzależnieni! 😀 Polecam. Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Jak często słyszę to – kultowe już – hasło. Najczęściej powtarza je chyba mój szef, który (zgaduję) nigdy Bieszczadów na oczy nie widział… A więc i ja dałam się skusić i (bardzo spontanicznie!) zdecydowałam (w zasadzie zdecydowałyśmy z koleżanką) o wypadzie w Bieszczady. Tym razem był to bardzo krótki wypad poprzedzony szybkim zwiedzaniem Lublina (to dziwne, że mając tak wielu znajomych z tego miasta, byłam tam pierwszy raz w życiu!). Górski krajobraz ukazał nam się już w połowie drogi z Lublina w stronę wsi Nasiczne (nieopodal szczytu Dwernik-Kamień, 1004 Ponieważ dotarłyśmy tam względnie późno (spacer po górach o po 23:00 niewątpliwie może być gratką dla osób bardziej zaznajomionych z górami, ale ja się do tej kategorii nie poczuwam) przygotowałyśmy plan na następny dzień i… dobranoc! Informacje praktyczne: Co zabrać na górską wędrówkę? warto zainwestować w buty trekkingowe za kostkę, z dobrą, nie ślizgającą się podeszwą – to ważne zwłaszcza w przypadku nieprzewidzianych deszczów! ponieważ pogoda lubi płatać figle – dobrze jest mieć ze sobą kapelusz, który uchroni naszą głowę przed słońcem, ale trzeba też pamiętać o zabraniu lekkiej kurtki przeciwdeszczowej lub sztormiaka, nie chcemy wędrować mokrzy. należy mieć ze sobą gotówkę, gdyż za wejście na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego płaci się kilka – kilkanaście złotych (w zależności od wieku oraz ilczby możliwych wejść). Nasze bilety (studenckie) kosztowały 6 złotych. przyda się mapa (koniecznie analogowa, w końcu jedziemy odciąć się od świata, w góry, gdzie jeśli jest zasięg, to na pewno Ukraiński!) z zaznaczonymi szlakami turystycznymi. Taka mapa nie jest droga a pozwoli nam ze spokojem przemierzać górskie szlaki (często zawiera też informację o czasie i długości przemierzanej trasy, zmianach wysokości oraz ciekawych miejscach w pobliżu) aparat jest koniecznym gadżetem podczas takiej wędrówki, co prawda widoki są niezapomniane, warto je jednak uwiecznić i móc pochwalić się znajomym (lub zmienić domyślną tapetę naszego komputera na taką naszego autorstwa 😉 ) kije do nordic walking (lub w tańszej wersji – prosty, wytrzymały i odpowiednio długi drewniany kij) przydadzą się podczas górskiej wędrówki. Poprawnie używane pomagają nam wspinać się i wędrować odciążając przy tym nasze nogi (podobno w około 30%). Ponadto, wspierają nas na nierównym terenie i pomagają zachować równowagę, tam gdzie jest to naprawdę trudne. Wtorek nie przywitał nas radosnym, rozlewającym się słońcem. Ale to dobrze – Połonina Wetlińska, którą miałyśmy zamiar przespacerować nie jest szczególnie zalesiona, nie można też mówić o cieniu; upał i słońce byłyby więc niewskazane. 🙂 Trasa (być może) dla wielu nie stanowi wyczynu. Nie szłyśmy jednak po wyczyn. Dla mnie spacer po górach przypominał o moim wcześniejszym pobycie w Nasicznem i wielu perypetiach z tym związanych, ponadto dał też możliwość odizolowania się od zewnętrznego świata i telefonów (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni odcięłyśmy się od internetu, gdyż fotka na fejsa poszła 😉 ). Punkt startowy – sklepik w Wetlinie. Siedząc tam kilka dłuższych chwil i przygotowując kanapki, miałyśmy okazję spotkać naprawdę ciekawe osobistości. Byli panowie, którzy z wypchanymi plecakami i namiotami śmigali zdobywać kolejne trasy, był pan, który nagabywał wszystkich wolnostojących wędrowców i raczył ich swoimi opowieściami, wreszcie były też kobiety, czy nawet całe rodziny. Wszystkich łączył jeden cel – ruszyć żółtym szlakiem i okiełznać Połoninę Wetlińską. Oni też pewnie rzucili wszystko i wyjechali w Bieszczady. Nieco ponad godzinę drogi od rozpoczęcia żółtego szlaku w Wetlinie docieramy do Przełęczy Orłowicza. Czas na zdjęcia, odpoczynek. Stamtąd mamy co najmniej dwie możliwości – kierować się w stronę drugiego końca Połoniny lub ruszyć w kierunku Smerka (szczytu dostępnego dla turystów). Do Smerka tylko 20 minut – idziemy! A do przełęczy jeszcze wrócimy! Smerek (czasem nazywany też Wysoką) ma 1222 m wysokości. Na części udostępnionej turystom znajduje się żelazny krzyż, ustawiony w miejscu, gdzie niegdyś piorun zabił turystę. Wracamy na Przełęcz i kierujemy się w stronę schroniska Chatka Puchatka. Wg oznaczeń na szlaku – droga nie powinna nam zająć zbyt dużo czasu – podobno około dwie i pół godziny, trzeba jednak doliczyć nasze wszystkie postoje na fotografowanie widoków (oraz te dłuższe, na odpoczywanie i podsypianie na szlaku 😉 ). Chatka jest schroniskiem, które stoi “na drugim końcu” Połoniny Wetlińskiej. Nie ma prądu, ani wody, nie jest jakoś specjalnie ogrzewane. Biorąc jednak pod uwagę, że w połowie drogi do schroniska złapał nas deszcz i nieszczególnie suche dotarłyśmy na miejsce – muszę przyznać, że Chatka spełniła się świetnie w roli Dachu nad Głową 🙂 Deszcz trzeba było przeczekać. Czekałyśmy my i wielu innych turystów (wędrowców?), którzy schronili w Chatce. W schronisku usłyszałyśmy, że w niekrótkim czasie ma rozpętać się burza – dlatego podjęłyśmy decyzję o szybkiej ewakuacji i zrezygnowałyśmy z planów wydłużenia zejścia o wędrówkę czarnym szlakiem. Bieszczady po deszczu niesamowicie pięknie się prezentują – woda zaczyna dosyć szybko parować (mimo deszczu, ogólnie jest jednak ciepło) tworząc fantastyczne obrazy i widoki! Po drodze miałyśmy również okazję przyjrzeć się efektowi niebanalnej współpracy Polsko – Szwajcarskiej: toalecie ekologicznej! Dalej mijamy również dwa ważne miejsca – kamienie upamiętniające Jerzego Harasymowicza (tego poetę, który dużo o Bieszczadach pisał) oraz kamień – wspomnienie tych, którzy w górach zginęli i tych, którzy niosą pomoc – członkom GOPRu. Zejście z Połoniny kończy się w Brzegach Górnych (chyba, że tu zaczynamy, wtedy jest spora szansa, że wylądujemy w Wetlinie 😉 ). Ze względu na burzliwe prognozy pogody oraz niewczesną porę – zakończyłyśmy naszą wędrówkę tutaj, nie próbowałyśmy nawet zdobywać drugiej, sąsiadującej z Wetlińską, Połoniny Caryńskiej. Szybki powrót do Wetliny zawdzięczamy miłemu Panu, który sam dopiero co dotarł do Brzegów i jechał właśnie odebrać z Wetliny swoją rodzinę. I wiecie co? Nie należy wierzyć prognozom pogody. One się nie sprawdzają, a temperatura i słońce, które uraczyły nas tamtego wieczora, w pełni zniwelowały niesmak po niedawnym deszczu! A ze względu na to, że wyjazd nam się udał – obie świetnie się bawiłyśmy, miałyśmy czas dla siebie samych – własnych przemyśleń, rozkmin, ciszy; ale też dla siebie nawzajem – już dziś ustanowiłyśmy, że był to nasz I Doroczny Zjazd Bieszczadzki! Zobaczymy, czy za rok uda nam się również rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?

rzuć wszystko i wyjedź w bieszczady